niedziela, 14 maja 2017

Air China - lot z dzieckiem do Tajpej z przesiadką w Pekinie

Trochę wrażeń z lotu Air China z 1,5-rocznym dzieckiem z przesiadką w Pekinie, może komuś się przyda :-)
Wylot z Warszawy - z dzieckiem mieliśmy wejście bez kolejki i to przed wszystkimi, stewardessy same nas wyłapały z tłumu, więc duży plus!

Wózek zostawialiśmy w rękawie, a samolot (Airbus A330-200) całkiem wygodny, co prawda nie dwupoziomowy, ale dużo miejsca na nogi i 2 korytarze umożliwiały raczej swobodne przemieszczanie się jak dziecko za bardzo sie wierciło i chciało pochodzić.

Ciekawostka - na pokładzie Air China obowiązuje całkowity zakaz korzystania z urządzeń elektronicznych (w tym z włączonym trybem samolotowym) :-) i stewardessy bardzo mocno o to dbały.




Wózek już na nas czekał w Pekinie, a samo lotnisko jest gigantyczne - po wylądowaniu kołowaliśmy jeszcze ponad 20 minut do miejsca docelowego. Na miejscu nie wiedzieliśmy do końca gdzie się kierować, ale ostatecznie poszliśmy w kierunku bramek "international transfers" i to był słuszny wybór. Były opcje "domestic transfer", a do końca nie wiedzieliśmy czy Taiwan jako chińska republika też jest "domestic", ale okazało się, że nie. Na szczęście bagaże opatrzone naklejką "transfer" rownież zostały bez naszego udziału przeniesione na pokład następnego samolotu i nie musieliśmy go odbierać, choć nutka niepewności towarzyszyła nam do końca.


W samolocie serwują m.in. całkiem niezłe piwko Yanjing (ok. 5%), jedzenie moim zdaniem też zjadliwe i jedno z lepszych jakie jadłem w samolocie, ale to sprawa mocno indywidualna :-)

W Pekinie czekaliśmy kilka godzin na przesiadkę do samolotu lecącego do Taipei, terminal bardzo schludny, na samym końcu lotniska. Centrum lotniska już takie super nie jest, ale też nie ma co narzekać :-)
O internet trzeba zapytać w informacji to podadzą hasło do wifi - niestety Google i Facebook (w tym Messenger) nie działają, a szukanie w Bing trochę kosztuje czasu...

Przesiadka na kolejny samolot już nie była tak wygodna - tylko 1 klasa i biznes byli uprzywilejowani, więc z dzieckiem była trochę gorączka (tym bardziej, że przydzieliło nam osobne miejsca, ale z tym szybko sobie poradziliśmy). Wózek zostawialiśmy na samym lotnisku i byl zabierany przez obsługę po załadunku pasażerów:-)

Zmęczenie wyszło podczas ponad 3-godzinnego lotu na Taiwan, ale jak się obudziliśmy to mieliśmy naklejki "jeśli jesteś głodny to się zgłoś", ponieważ ominęło nas jedzenie. Dobrze, że nikt nas nie budził, w przeciwieństwie do lotu powrotnego ...:/

Na lotnisku trochę dzicz, po drodze zmierzyli temperaturę dziecku, czy nie jest chore (ciekawe co by było gdyby miał jednak gorączkę...), dziko było szczególnie podczas odbioru auta od wypożyczalni ale jak juz wjechaliśmy na drogę to jakoś poleciało :-)

Istotne informacje:
- karta sim z nielimitowanym internetem na 15 dni to 700 TWD (TaiwanDollar), czyli ok. 100 pln i działa bez zarzutu (w tym Google, FB).

Powrót - lotnisko w Tajpej przepiękne i wszyscy bardzo mili. Mają nawet poczekalnie w stylu Hello Kitty :-) a do Edka nawet celnicy się uśmiechali i zaczepiali. Jak tylko weszliśmy do kolejki to od razu jeden z nich nas wyłapał i poprosił do zupełnie pustego i odrębnego stanowiska do kontroli - z dzieckiem jest to bardzo duże ułatwienie...


Strefa Duty Free jest najlepsza jaką widziałem, a bramki to dzieła sztuki z różnymi figurkami, obrazami i kanapami. Coś pięknego!



Obok naszej bramki był jeszcze bardzo czysty i zadbany plac zabaw dla dzieci, oczywiscie nawet tam małe dziecko z blond włosami nie uciekło od zafascynowanych Azjatów robiących sobie zdjęcia - jedni robili to bardziej otwarcie, inni z ukrycia, ale wrażenie pełnej obserwacji jest non stop :-)

Wejście na pokład w Tajpej bardzo spokojne, nikt się nie spieszył i z dzieckiem wszystko ogarnęliśmy bez spocenia się :-)


W Pekinie plac zabaw juz nie jest taki zadbany, trochę. brudny ale i tak dobrze, że jest :-)
Niestety jak wracaliśmy z Pekinu do W-wy to obsługa słabo rozumiała angielski, a o 3 w nocy słabo się myślało. Dodatkowo jak zasnęliśmy to nas obudzili i wciskali jedzenie, którego nawet nie chcieliśmy - naklejka i praktyka z lotu do Tajpej byłaby znacznie przyjemniejsza.

Mimo wszystko bardzo polecamy, można spokojnie takie trasy robić z dzieckiem, które jeszcze nie ma oddzielnego miejsca. Zdecydowanie lepszy pomysł od 4- lub 5-godzinnego lotu w małym samolocie, ściśnięci jak sardynki. Oczywiscie trzeba trochę się czasem nagimnastykować, ale mimo wszystko komfort był ok.

(TK)