Widoków podczas wejścia na górę nie da się opisać słowami. Dodatkowo przepiękna pogoda pozwoliła na zdobycie szczytu w lekkim odzieniu. Koniecznie trzeba jednak zaopatrzyć się w krem do opalania i to z bardzo wysokim filtrem. Podczas drogi nie ma w ogóle cienia, w którym można byłoby się schronić. Okrycie głowy to też podstawa. My nie byliśmy aż tak dobrze przygotowani, co skończyło się bardzo bolesnymi poparzeniami... aż do ran.
Wokół skały, trawa i małe kolorowe kwiatki - i ZERO żywej duszy.
No i pojawiły się też wspomniane zawijasy :-)
A to widok z przełęczy pod samym szczytem, gdzie nagle zrobiło się bardzo dużo turystów, którzy wchodzili popularnym szlakiem od Żabljaka.
Szlak od tej strony jest mało popularny – podczas wspinaczki pod przełęcz bezpośrednio pod szczytem nie spotkaliśmy ani jednej żywej duszy! Wręcz niewyobrażalne biorąc pod uwagę zatłoczone szlaki naszych gór. Sam szczyt z przełęczy położonej ok. 100 metrów niżej, robi duże wrażenie – praktycznie pionowa ściana. Wejście możliwe jest od drugiej strony, jednak dla osób z lękiem wysokości zdecydowanie nie jest to najlepsze miejsce. Widoki przepiękne, jednak nie ma żadnych zabezpieczeń, a trzeba się wspinać praktycznie po pionowej ścianie. Może moje wrażenia są zwielokrotnione, ponieważ przed samym szczytem pomyliliśmy trasę i można powiedzieć, że weszliśmy nową, nieoficjalną trasą. Przy samym wejściu uświadomił nas o tym Pan mówiąc "that's not the route...". :-) Teraz możemy się uśmiechać ale wtedy zaczęła pukać do mnie Pani Panika.
Wejście na szczyt od strony przełęczy - na szczęście z drugiej strony nie jest tak źle :-)
Widok z przełęczy - z tamtej strony przyszliśmy.
Tak wygląda szczyt, było też trochę Polaków (bardzo miłych swoją drogą).
Widok na Żabljak z samej góry.
Jest wysoko. Patrząc na to zdjęcie aż czuję jak słońce pali - wtedy jakoś tego się nie czuło :-)
A to jezioro widziałem na dole kiedy byłem na skraju paniki przyczepiony do ściany :-) Teraz wygląda malowniczo :-)
Na samym szczycie znajduje się księga gości ale byłem tak roztrzęsiony, że nawet o tym nie myślałem :-) Widoki przepiękne, widać sam Żabljak hen hen daleko, poza tym wokół przepiękne falowane formy krasowe, o których wspominałem wcześniej. Dodatkowe wrażenia to np. jęzor lodowca, dzięki któremu można zaoszczędzić ok. 20 metrów schodzenia w dół… zjeżdżając na swoich czterech literach. Po tę dodatkową frajdę niektórzy wracali jeszcze raz do góry. :-) Niestety nie myśleliśmy wtedy o tym, że słońce odbija się od śniegu i pali nas jeszcze bardziej.
Dodatkowa atrakcja. Trzeba tylko pamiętać, żeby usunąć wszystkie kamienie wystające z śniegu, bo zjazd może być bolesny :-) Frajda pierwsza klasa, i za darmo!
Jest też jeden moment już podczas schodzenia, w którym szlak nie jest do końca jasny i rozwidla się na dwie drogi - w lewo (do góry) i w prawo (raczej nie). Nie wiedzieć czemu wybraliśmy tę pierwszą drogą, która okazała się dojściem do jaskini, więc dodatkowo zafundowaliśmy sobie nieplanowane "kółeczko" i skrabanie na czworakach po czarnej ziemi :-)
Zapasy wody można uzupełnić w okolicznych źródełkach. Trzeba się też liczyć z ok. 10-12-godzinną wyprawą. Naprawdę warto.
Noc była bardzo bolesna, poparzeni słońcem, okryci kocami walczyliśmy z dreszczami. Największe poparzenia od słońca w życiu zaliczone. Mam nadzieję, że nikt tego błędu już nie popełni :-) my na pewno nie. No ale opalenizna bez leżakowania na plaży zaliczona!
(T)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz