sobota, 23 stycznia 2016

Smak Bałkan w Bośni i Hercegowinie i spontaniczny powrót

Odcinek: Ploće (Chorwacja) – Mostar – Sarajevo (Bośnia i Hercegowina) – Toruń (Polska)
Dystans: 1 600 km
Czas: nie pamiętam :-) łącznie ok. 24 godziny jazdy

Po kolejnej nocy z rzędu w namiocie i - co ważne - po kolejnym już jego składaniu i rozkładaniu, doszliśmy do niezłej wprawy. W kilkanaście minut zebraliśmy wszystkie manatki i ruszyliśmy w drogę. Chcieliśmy jeszcze szybko przejechać się na wyspę Hvar ale do przeprawy promowej stał straszny korek, a jeden dzień to i tak za mało, żeby naprawdę poczuć klimat wyspy. Postanowiliśmy ruszyć dalej - przyszedł czas na poznanie Bośni i Hercegowiny, państwa chyba najmocniej dotkniętego niedawną wojną. 

Niestety prom na wyspę Hvar też nie należy do największych...

Mostar, nasz pierwszy przystanek, to nieformalna stolica Hercegowiny. Średniowieczne miasteczko pełne ciasnych, kamiennych uliczek, wygląda jak z bajki. Ukazuje jednocześnie wiele ran i zniszczeń po niedawnej wojnie, a nad miastem wisi wysokie wzgórze, na którym stoi duży widoczny krzyż. Wygląda pięknie ale z tego miejsca całkiem niedawno miasto było ostrzeliwane przez wojska chorwackie... Ślady widać do dziś. Główną atrakcją jest przepiękny most z XVI wieku, który podczas wojny niestety został zniszczony przez czołgi. Na szczęście w 2004 roku został odbudowany, a teraz skaczą z niego skoczkowie-kaskaderzy, zbierając pieniądze od turystów. Przedsięwzięcie odważne, ponieważ nurt jest 20 metrów niżej - czytaj: wysoko :-).

Słynny most w Mostarze, a na nim odważni skoczkowie... :-)


Widok z mostu.

Sarajewo, nasz kolejny przystanek, to oficjalna stolica Bośni i Hercegowiny. Ciekawe miasto, które jest mieszaniną wielu kultur. W samym centrum, w części słynącej z handlu, znajduje się ogromne skumulowanie meczetów, by kilkaset metrów dalej napotkać cerkiew prawosławną, kościół katolicki, a nawet synagogę.

Miasto słynie z XVIII-wiecznej fontanny, która do dziś jest miejscem, z którego ludzie nalewają sobie wody do własnych zbiorników. Niedawna, bolesna i całkiem świeża (sprzed 15 lat) historia niestety przeszkadza, żeby napawać się w pełni urokami miasta. Najbardziej utkwiły w pamięci ataki na cywilów. W centrum znajduje się teraz płomień poświęcony wszystkim ofiarom konfliktu bałkańskiego, niezależnie od narodowości. Mimo wszystko uderza świadomość tego, że jeszcze nie tak dawno tak przyjaźni ludzie mordowali się nieludzko nawzajem. Niewielu np. słyszało o tzw. „rape camps”, czyli obozach gwałtu… No, ale niech te czasy przejdą w niepamięć, a ja skupię się na jeszcze jednym doskonałym miejscu w Sarajewie.

Pomnik poświęcony wszystkim ofiarom niedawnej wojny... i płomień, który oby płonął jak najdłużej.


Ślady kul na kamienicach w centrum.

Restauracja Inat Kuća wiąże się z bardzo ciekawą historią. Otóż domek, w którym się znajduje, stał kiedyś w miejscu, w którym miał powstać Ratusz (a obecnie jest Biblioteka). Wszyscy właściciele lokalnych domów się przenieśli, poza jednym upartym dziadkiem, który nie godził się na żadne pieniądze, z uwagi na to, że jego rodzina mieszkała w tym domku od wielu lat. Ostatecznie domek kamień po kamieniu został przeniesiony na drugi brzeg rzeki Miljacki, a teraz w środku można zachwycać się wyrobami rękodzielniczymi i wspaniałą kuchnią bałkańską (w tym bardzo dobre piwo Sarajevsko).

Link do restauracji - TUTAJ.

Widok z restauracji na obecną bibliotekę - na jej miejscu dawniej wspomniany dom upartego właściciela (a dziś restauracja) - się znajdowały :-)

Niedaleko jest też najwyższy wodospad na całych Bałkanach - Skacavac. Brzmi nieźle, więc żal byłoby to ominąć. Dojazd dość hardkorowy jak na auto bez podwyższonego zawieszenia, no i całkiem stromo. Później jeszcze półgodzinny spacer i dochodzi się do zarośniętego miejsca, z którego w ścianie widać bardzo skromny sik wody ze skał... Cóż, "najwyższy" nie znaczy "największy" :-)

Oto najwyższy wodospad na całych Bałkanach - Skacavac!:-)

Planowaliśmy jeszcze znaleźć nocleg, jednak noc jest też dobra na jazdę. Ostatecznie postanowiliśmy ruszyć od razu w długą drogę powrotną. Była straszna burza i deszcze, co dodatkowo powiększało adrenalinę :-) 24 godziny później byliśmy w domu :-) Ciekawostką jest, że zaraz po wyjeździe z Sarajewa można zobaczyć flagę serbską z napisem „Republika Srbska”, a piwa bośniackie (np. Sarajevsko) w tym rejonie zostało zastąpione serbskim Jeleniem. Cały czas więc funkcjonują lokalne animozje i podziały.

Efekty niedawnego poparzenia słonecznego - w drodze powrotnej z wodospadu Skacavac :-)

Roadtrip z 2013 roku, który był jednocześnie podróżą poślubną, przeistoczył się w przecudowną krajoznawczą przygodę. Bałkany otworzyły się przed nami z całym dobrodziejstwem inwentarza: niezwykłymi widokami, lokalnymi specjałami, wspaniałymi zabytkami, a przede wszystkim przyjaznymi i serdecznymi ludźmi z sercami na wierzchu. Radzimy korzystać z tego pięknego źródełka, które jeszcze nie zostało zepsute przez druzgocącą cywilizację, a czas płynie sobie powoli. Aż się chce krzyknąć – Život je čudo!

(T)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz