Odcinek: Himare (Albania) – Rijeka Crnojevica – Sveti Stefan (Czarnogóra)
Dystans: 440 km
Czas: 7 godzin podróży
Wstaliśmy wcześnie, bo w planach było przejechanie całej Albanii, czyli nie lada wyczyn. Jeszcze po drodze zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji "PANORAMA" na śniadanie (nie chcieliśmy już korzystać z kuchni na campingu :>), której nie mogę znaleźć w internecie, były to na pewno okolice Himare. Omlet smakował niesamowicie, a i okoliczności były niestandardowe :-)
W takich okolicznościach bardzo przyjemnie je się śniadanko... :-)
Jak zwykle droga powrotna nie wiedzieć czemu znacznie szybciej przebiega, no i w końcu dojechaliśmy na północ Albanii, gdzie chcieliśmy zobaczyć - podobno piękne - Jezioro Szkoderskie. Pojechaliśmy więc do miejscowości Szkoder. Skwar był nieziemski, więc i ludzi na ulicach niewiele, a jeziora ni widu. Pytaliśmy tubylców ale nikt nie potrafił nam pomóc, nikt nie znał też angielskiego, mapa też tego nie wyjaśniała... no i dupa. Znajdziemy to jezioro na własną rękę.
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu...
Jesteśmy na dużym nizinnym obszarze, a w tle hen hen daleko góry z jednej i drugiej strony, zobaczyliśmy też jezioro. Jest więc cel naszej podróży, więc zjechaliśmy z głównej drogi. Przejechaliśmy spokojnie kilkanaście kilometrów polną drogą, klucząc pomiędzy ogródkami działkowymi, a jezioro na horyzoncie jakoś nie chciało się do nas zbliżyć, a i droga pomału zaczynała przeobrażać się w zwykłą łąkę. Fizjologii nie oszukasz, więc w końcu pojawiła się też potrzeba skorzystania z WC. Teoretycznie można wyskoczyć na łono natury, wokół ni żywej duszy... i wtedy nas tknęło. A co jak gdzieś tu są miny? Wojna skończyła się stosunkowo niedawno i wszyscy przed nimi ostrzegają... Od razu poczuliśmy kop adrenaliny i spiesznie wróciliśmy do głównej drogi. Jezioro Szkoderskie nie jest chyba tego warte, a przed nami jeszcze spora droga.
Miraż Jeziora Szkoderskiego...
Wjechaliśmy do Czarnogóry, tzw. "zielona karta" dla samochodu sprawdzona, strażnik skontrolował bagażnik i zobaczył gitarę, więc od razu nas puścił dalej. W Czarnogórze niestety ceny są w Euro, o czym przekonaliśmy się na pierwszej stacji. Wychodzi mniej więcej tak jak w Polsce, może trochę drożej. Mieliśmy w planach jeszcze jeden punkt - Czarna Rzeka. Dojazd do niej to też nie lada wyzwanie, ponieważ zjeżdża się z głównej drogi w naprawdę dość podrzędną jezdnię z ubytkami asfaltu, no ale po kilkunastu zawijasach dojechaliśmy na miejsce.
Rijeka Crnojevica, czyli tzw. „czarna rzeka” to jeden ze wspanialszych cudów natury, które widzieliśmy. Okolica wygląda, jakby zaginała się w niej czasoprzestrzeń, podobnie jak zagina się rzeka w jednym z jej piękniejszych punktów i po prostu czas tu nie płynie. Bajkowe góry w tle powodują, że czujesz się jakbyś był w krainie Hobbitów, a nie w sercu Bałkan :-) Warto tam posiedzieć chwilę na kamieniu...
Czarna Rzeka...
I jej druga część, trudno jest ogarnąć to miejsce nie tylko aparatem :-)
Noclegu szukać będziemy już na wybrzeżu.
(T)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz